PRZYBYSZ W REŻYSERII WOJCIECHA KOŚCIELNIAKA
Teatr Collegium Nobilium Akademii Teatralnej w Warszawie
Spektakl dyplomowy studentów Kierunku Aktorstwo Teatru Muzycznego.
Premiera w dniu 29.11.2019
Fot. Tomasz Ostrowski
Przed premierą rozmawiałem z Wojciechem Kościelniakiem a także z aktorami spektaklu: Małgorzatą Majerską i Michałem Juraszkiem.
Rozmowa z Wojciechem Kościelniakiem:
Tomasz Ostrowski: Spektakl „Przybysz” w Akademii Teatralnej w Warszawie to nie pierwszy Pana kontakt ze studentami szkół teatralnych. Wiem, że przygotowywał Pan spektakle dyplomowe w innych szkołach teatralnych. „Przybysz” jest napisany przez Pana według książki bez tekstu (książki obrazkowej) Shaun Tana „The Arrival” . Czym się pan kierował przy wyborze spektaklu dyplomowego uwzględniając potrzeby indywidualne studentów. Wiadomo, że tu najważniejsi są studenci i ich indywidualne kreacje sceniczne.
Wojciech Kościelniak: Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to jest to rzeczywiście mój kolejny dyplom. Ze trzy razy miałem przyjemność pracy ze studentami z Krakowa, bodajże dwu albo trzykrotnie ze studentami z Wrocławia. W Łodzi udało mi się wyreżyserować jeden dyplom. W Warszawie jest to już mój drugi spektakl dyplomowy. Tak więc mój staż jest już dość długi. Mogłem się już tego nauczyć.
T.O. W Warszawie przygotowuje Pan spektakl ze studentami kierunku aktorstwo teatru muzycznego , w Łodzi, Krakowie i Wrocławiu byli to studenci Wydziału Aktorskiego. Czy to były też spektakle muzyczne?
W.K. Większość dyplomów przygotowywałem z wydziałami aktorskimi, tam też czasem przygotowuje się dyplomy muzyczne. One pewnie są na innym poziomie niż praca tutaj koleżanek i kolegów, którzy śpiewają już jak wokaliści. W Łodzi (w Szkole Filmowej) to był dyplom pod tytułem „Cyberiada” i był to dyplom muzyczny. Natomiast czym się kierowałem, to tych warunków jest kilka. Po pierwsze temat powinien dać szansę młodym ludziom na opowiedzenie czegoś istotnego o dzisiejszym świecie. Po drugie powinien dawać szanse na ekspresje, na to żeby pokazać ich umiejętności. Powinien być rozpisany na wiele równorzędnych ról. Trzeba pamiętać, że w moim przekonaniu dyplom nie jest do końca udany jeśli jest jedna czy dwie role główne, a reszta działa tylko „satelitarnie”. Nie po to uczą się cztery lata, żeby później nie mieć szansy. Kolejny punkt to ten scenariusz staram się tak konstruować, żeby pokazywać mocne strony studentów. Jest jeszcze jeden aspekt. Po prostu chodzi o to, żeby można było przygotować coś, co zaciekawi ludzi, a nie robić trzydziesty raz ten sam materiał muzyczny, na przykład piosenki Jacquesa Brela, które uwielbiam, ale które są już bardzo wyeksploatowane. Zrobić je na nowo jest dzisiaj bardzo trudno, żeby opowiedzieć jakieś nowe treści. Czy piosenki Kabaretu Starszych Panów, które są absolutnie genialne i też je uwielbiam, ale głównie jako materiał dydaktyczny, a w mniejszym stopniu jako dyplom, który jednak powinien prezentować coś nowego. Przejrzałem kilkadziesiąt pozycji szukając co to mogłoby być w materiale istniejącym i w takim, który trzeba byłoby ewentualnie napisać. Zdecydowałem się na coś, proszę spojrzeć na tę książkę, co była podkładką pod mój komputer, żeby się nie grzał. I kiedy zobaczyłem, że trzymam to w ręce i zacząłem się lepiej jej przyglądać, myśleć o czym jest ta opowieść, to pomyślałem, że to jest ta szansa, bo to są bardzo sugestywne obrazy, bardzo emocjonalne i piękne. Zresztą Shaun Tan tę historię o przybyszu malował kilka lat. To robi wielkie wrażenie. Bardzo głęboko odciska się przy lekturze. Pomyślałem: to odciśnięcie jest materiałem, z którego może powstać spektakl. Bardzo ważne jest najpierw przeżyć coś samemu, żeby potem można było to przetwarzać dalej. Lektura tego albumu była dla mnie wielkim autentycznym przeżyciem, dlatego nie musiałem się specjalnie wysilać, żeby później na tej podstawie napisać teksty.
T.O. Jak Pan dobierał studentów do tego spektaklu dyplomowego?
W.K. Jak chodzi o dobór aktorów jest on trochę z zewnątrz. Jest siódemka aktorów, którzy są do dyspozycji. Chciałem, żeby każdy z nich miał równorzędną rolę. Ten materiał na to pozwalał. Przy niewielkim rozbudowywaniu niektórych postaci istniejących w książce, można było zbudować spektakl stworzony z mniej więcej równorzędnych opowieści o każdej z tych osób. Natomiast psychofizyczność każdy z nich ma inną, każdy fantastyczną, każdy niesie z sobą pewną charakterystyczność. Z jednej strony starałem się uwzględnić przy obsadzie poszczególnych postaci, a z drugiej strony ja też bardzo wiele dowiadywałem się o nich w trakcie prób i starałem się pogłębiać te ciekawe strony, które oni posiadają.
T.O. Współpracuje Pan ze znakomitą choreografką Eweliną Adamską-Porczyk. Jak jej praca przeniosła się na studentów?
Tomasz Ostrowski: Spektakl „Przybysz” w Akademii Teatralnej w Warszawie to nie pierwszy Pana kontakt ze studentami szkół teatralnych. Wiem, że przygotowywał Pan spektakle dyplomowe w innych szkołach teatralnych. „Przybysz” jest napisany przez Pana według książki bez tekstu (książki obrazkowej) Shaun Tana „The Arrival” . Czym się pan kierował przy wyborze spektaklu dyplomowego uwzględniając potrzeby indywidualne studentów. Wiadomo, że tu najważniejsi są studenci i ich indywidualne kreacje sceniczne.
Wojciech Kościelniak: Jeśli chodzi o pierwszą część pytania, to jest to rzeczywiście mój kolejny dyplom. Ze trzy razy miałem przyjemność pracy ze studentami z Krakowa, bodajże dwu albo trzykrotnie ze studentami z Wrocławia. W Łodzi udało mi się wyreżyserować jeden dyplom. W Warszawie jest to już mój drugi spektakl dyplomowy. Tak więc mój staż jest już dość długi. Mogłem się już tego nauczyć.
T.O. W Warszawie przygotowuje Pan spektakl ze studentami kierunku aktorstwo teatru muzycznego , w Łodzi, Krakowie i Wrocławiu byli to studenci Wydziału Aktorskiego. Czy to były też spektakle muzyczne?
W.K. Większość dyplomów przygotowywałem z wydziałami aktorskimi, tam też czasem przygotowuje się dyplomy muzyczne. One pewnie są na innym poziomie niż praca tutaj koleżanek i kolegów, którzy śpiewają już jak wokaliści. W Łodzi (w Szkole Filmowej) to był dyplom pod tytułem „Cyberiada” i był to dyplom muzyczny. Natomiast czym się kierowałem, to tych warunków jest kilka. Po pierwsze temat powinien dać szansę młodym ludziom na opowiedzenie czegoś istotnego o dzisiejszym świecie. Po drugie powinien dawać szanse na ekspresje, na to żeby pokazać ich umiejętności. Powinien być rozpisany na wiele równorzędnych ról. Trzeba pamiętać, że w moim przekonaniu dyplom nie jest do końca udany jeśli jest jedna czy dwie role główne, a reszta działa tylko „satelitarnie”. Nie po to uczą się cztery lata, żeby później nie mieć szansy. Kolejny punkt to ten scenariusz staram się tak konstruować, żeby pokazywać mocne strony studentów. Jest jeszcze jeden aspekt. Po prostu chodzi o to, żeby można było przygotować coś, co zaciekawi ludzi, a nie robić trzydziesty raz ten sam materiał muzyczny, na przykład piosenki Jacquesa Brela, które uwielbiam, ale które są już bardzo wyeksploatowane. Zrobić je na nowo jest dzisiaj bardzo trudno, żeby opowiedzieć jakieś nowe treści. Czy piosenki Kabaretu Starszych Panów, które są absolutnie genialne i też je uwielbiam, ale głównie jako materiał dydaktyczny, a w mniejszym stopniu jako dyplom, który jednak powinien prezentować coś nowego. Przejrzałem kilkadziesiąt pozycji szukając co to mogłoby być w materiale istniejącym i w takim, który trzeba byłoby ewentualnie napisać. Zdecydowałem się na coś, proszę spojrzeć na tę książkę, co była podkładką pod mój komputer, żeby się nie grzał. I kiedy zobaczyłem, że trzymam to w ręce i zacząłem się lepiej jej przyglądać, myśleć o czym jest ta opowieść, to pomyślałem, że to jest ta szansa, bo to są bardzo sugestywne obrazy, bardzo emocjonalne i piękne. Zresztą Shaun Tan tę historię o przybyszu malował kilka lat. To robi wielkie wrażenie. Bardzo głęboko odciska się przy lekturze. Pomyślałem: to odciśnięcie jest materiałem, z którego może powstać spektakl. Bardzo ważne jest najpierw przeżyć coś samemu, żeby potem można było to przetwarzać dalej. Lektura tego albumu była dla mnie wielkim autentycznym przeżyciem, dlatego nie musiałem się specjalnie wysilać, żeby później na tej podstawie napisać teksty.
T.O. Jak Pan dobierał studentów do tego spektaklu dyplomowego?
W.K. Jak chodzi o dobór aktorów jest on trochę z zewnątrz. Jest siódemka aktorów, którzy są do dyspozycji. Chciałem, żeby każdy z nich miał równorzędną rolę. Ten materiał na to pozwalał. Przy niewielkim rozbudowywaniu niektórych postaci istniejących w książce, można było zbudować spektakl stworzony z mniej więcej równorzędnych opowieści o każdej z tych osób. Natomiast psychofizyczność każdy z nich ma inną, każdy fantastyczną, każdy niesie z sobą pewną charakterystyczność. Z jednej strony starałem się uwzględnić przy obsadzie poszczególnych postaci, a z drugiej strony ja też bardzo wiele dowiadywałem się o nich w trakcie prób i starałem się pogłębiać te ciekawe strony, które oni posiadają.
T.O. Współpracuje Pan ze znakomitą choreografką Eweliną Adamską-Porczyk. Jak jej praca przeniosła się na studentów?
W.K. Myślę, że tak się przeniosła, że oni chyba ją pokochali i to jest najlepsza odpowiedź. Bo jaka może być, bo pani Ewelina Adamska-Porczyk ma taką cudowną zdolność, że gdzie się pojawia to po prostu zawłaszcza serca aktorów, wszystkich tancerzy. Wnosi nieprawdopodobnie cudowną energię, ale i rozum, i świetną interpretację. Podnosi wartość spektaklu w sposób nieprawdopodobny. Praca z Eweliną jako z wybitną artystką jest dla mnie zawsze wielkim zaszczytem i dlatego cieszę się, że i tym razem też się to udało.
T.O. Wiem, że od pewnego czasu teksty i scenariusze spektakli przygotowuje Pan samodzielnie.
W.K. Scenariusze w sensie adaptacji od początku w dużym stopniu tworzyłem sam. Poza pierwszymi moimi pracami, kiedy pracowałem z Romkiem Kołakowskim. Ale musielibyśmy cofnąć się o kilkanaście lat wcześniej. Adaptacje może nie są prostszą rzeczą, ale tam jest potrzebny większy zmysł dramaturgiczny niż umiejętność pisania zdań i konstruowania fabuły, bo jednak ta fabuła jest zadana przez samą książkę, którą adaptujemy. Później przyszedł taki etap, w którym trzeba było pisać, co się nazywało w naszym roboczym slangu projektami piosenek. Żeby autor mógł napisać tekst piosenki to musi mieć projekt, po prostu wiedzieć czego chce od tej piosenki. Ja zazwyczaj pisałem go w takiej formie nie gotowej, jakiejś rymowanej lub w półrymowanej wersji, żeby tam był szlagwort i właściwie z każdym rokiem, z każdą moją kolejną pracą okazywało się, że te projekty tych piosenek były coraz bardziej dopięte. Dostawałem sygnały od jednego czy drugiego kompozytora, że on właściwie chętnie by napisał muzykę do tekstu, który przeczytał jako projekt. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało tak, że mam zamiar cokolwiek ująć tym kolegom, z którymi pracowałem jako tekściarzami, bo to wybitne osoby i uwielbiam ich pracę. Wydawało mi się jednak, że tak istotna rzecz jak scenariusz, jeśli mogę nad tym zapanować – a przypomnę, że scenariusz wymaga bardzo wielu korekt, ciągłego dopisywania i odpisywania – jeśli będę miał sam nad tym pieczę, to warto spróbować. Te pierwsze moje prace spotkały się z bardzo przychylnym przyjęciem, ucieszyłem się z tego, no i „Śpiewak Jazzbandu” był już całkowicie mój, autorski. „Przybysz” jest bodajże trzecią, czy czwartą moją pracą, która jest przeze mnie napisana w całości.
T.O. Pracuje Pan bardzo intensywnie, można powiedzieć bez przerwy. Jedno przedstawienie wychodzi po drugim. Czy ta praca w niektórych wypadkach się nakłada?
T.O. Wiem, że od pewnego czasu teksty i scenariusze spektakli przygotowuje Pan samodzielnie.
W.K. Scenariusze w sensie adaptacji od początku w dużym stopniu tworzyłem sam. Poza pierwszymi moimi pracami, kiedy pracowałem z Romkiem Kołakowskim. Ale musielibyśmy cofnąć się o kilkanaście lat wcześniej. Adaptacje może nie są prostszą rzeczą, ale tam jest potrzebny większy zmysł dramaturgiczny niż umiejętność pisania zdań i konstruowania fabuły, bo jednak ta fabuła jest zadana przez samą książkę, którą adaptujemy. Później przyszedł taki etap, w którym trzeba było pisać, co się nazywało w naszym roboczym slangu projektami piosenek. Żeby autor mógł napisać tekst piosenki to musi mieć projekt, po prostu wiedzieć czego chce od tej piosenki. Ja zazwyczaj pisałem go w takiej formie nie gotowej, jakiejś rymowanej lub w półrymowanej wersji, żeby tam był szlagwort i właściwie z każdym rokiem, z każdą moją kolejną pracą okazywało się, że te projekty tych piosenek były coraz bardziej dopięte. Dostawałem sygnały od jednego czy drugiego kompozytora, że on właściwie chętnie by napisał muzykę do tekstu, który przeczytał jako projekt. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało tak, że mam zamiar cokolwiek ująć tym kolegom, z którymi pracowałem jako tekściarzami, bo to wybitne osoby i uwielbiam ich pracę. Wydawało mi się jednak, że tak istotna rzecz jak scenariusz, jeśli mogę nad tym zapanować – a przypomnę, że scenariusz wymaga bardzo wielu korekt, ciągłego dopisywania i odpisywania – jeśli będę miał sam nad tym pieczę, to warto spróbować. Te pierwsze moje prace spotkały się z bardzo przychylnym przyjęciem, ucieszyłem się z tego, no i „Śpiewak Jazzbandu” był już całkowicie mój, autorski. „Przybysz” jest bodajże trzecią, czy czwartą moją pracą, która jest przeze mnie napisana w całości.
T.O. Pracuje Pan bardzo intensywnie, można powiedzieć bez przerwy. Jedno przedstawienie wychodzi po drugim. Czy ta praca w niektórych wypadkach się nakłada?
W.K. Tak się zdarzało, że się nakładała, ale to wynikało zazwyczaj nie z zaplanowanej pracy, a z jakichś przesunięć. Pamiętam, była taka sytuacja, że zostałem zaangażowany do otwierania dwóch dużych scen po remoncie, czyli Teatru Muzycznego w Gdyni i Teatru Muzycznego Capitol. W Capitolu był to „Mistrz i Małgorzata” a w Teatrze Muzycznym w Gdyni przygotowywałem wtedy „Chłopów” wg Reymonta. W jednym wypadku prace się opóźniły, co spowodowało, że terminy się nałożyły i były w odległości dwutygodniowej. Było to możliwe, ponieważ te spektakle powstawały nierównolegle, ale premiery były równolegle. Natomiast równoczesna praca nad dwoma spektaklami dla mnie jest niemożliwa. To jest też tak, że staram się tak pracować, żeby scenariusze do rzeczy, które mam realizować, powstawały na rok a często dwa lata wcześniej, tak żeby był spokojny czas na napisanie muzyki, na zaprojektowanie scenografii i kostiumów.
T.O. Jak słyszę w kuluarach studenci są bardzo zadowoleni ze współpracy z Panem, więc na zakończenie naszej rozmowy życzę Panu i studentom kolejnych roczników szkół teatralnych aby odwiedzał Pan ich jak najczęściej.
W.K. Zawsze się staram i mam nadzieję, że taki kontakt ze studentami – mam nadzieję, że tak jest – to jest taki handel wymienny. To znaczy ja tyle samo biorę od nich co mam nadzieję oni ode mnie. To jest bardzo dobrze jeśli ja mogę się spotkać z młodą nową energią, z tym jak oni widzą nowy świat i patrzą na świat, bo to cały czas się zmienia. Warto, żeby obie strony się uczyły.
T.O. Dziękuję za rozmowę. Wszystkiego dobrego, a zwłaszcza nowych wielkich tematów.
W.K. Dziękuję. Proszę trzymać kciuki.
***
**
**
*
Rozmowa z Małgorzatą Majerską i Michałem Juraszkiem aktorami spektaklu „Przybysz”:
Tomasz Ostrowski: Interesuje mnie praca studentów z reżyserem, satysfakcja z ról jakie otrzymaliście. Czy Waszym zdaniem otrzymaliście satysfakcjonujące zadania aktorskie i wokalne? Czy ta praca wspólna może zaowocować w przyszłości?
Małgorzata Majerska: Jak rozmawiamy między sobą, to jesteśmy zakochani i w Wojtku, w Ewelinie i we wszystkich twórcach tego spektaklu. Praca jest ogromną przyjemnością. Jest bardzo intensywna.
Michał Juraszek: Wiąże się z dużym bezpieczeństwem, co jest bardzo ważne. Czujemy się bardzo bezpiecznie w tej współpracy. Ufamy Wojtkowi. On ufa nam. Wydaje mi się, że to jest przepis na sukces. Chyba tak to trzeba nazwać.
M.M. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że to się udało zrobić. Że Wojtek zgodził się reżyserować ten dyplom, bo jest absolutnie do tego najlepszą osobą, Nie mamy nic neutralnego do powiedzenia. Wszystko co mogę powiedzieć jest pozytywne, bo po prostu jest fantastycznie. Jest świetna współpraca i atmosfera wzajemnego szacunku. Jest wszystko to, co dla mnie osobiście jest bardzo ważne w teatrze. Nie wystarczy, abyśmy robili tylko dobre rzeczy, ale żebyśmy przy tym mieli frajdę i abyśmy ten czas spędzali miło, wzajemnie się lubiąc. I to wszystko tu jest. To wszystko się dzieje.
Tomasz Ostrowski: Interesuje mnie praca studentów z reżyserem, satysfakcja z ról jakie otrzymaliście. Czy Waszym zdaniem otrzymaliście satysfakcjonujące zadania aktorskie i wokalne? Czy ta praca wspólna może zaowocować w przyszłości?
Małgorzata Majerska: Jak rozmawiamy między sobą, to jesteśmy zakochani i w Wojtku, w Ewelinie i we wszystkich twórcach tego spektaklu. Praca jest ogromną przyjemnością. Jest bardzo intensywna.
Michał Juraszek: Wiąże się z dużym bezpieczeństwem, co jest bardzo ważne. Czujemy się bardzo bezpiecznie w tej współpracy. Ufamy Wojtkowi. On ufa nam. Wydaje mi się, że to jest przepis na sukces. Chyba tak to trzeba nazwać.
M.M. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że to się udało zrobić. Że Wojtek zgodził się reżyserować ten dyplom, bo jest absolutnie do tego najlepszą osobą, Nie mamy nic neutralnego do powiedzenia. Wszystko co mogę powiedzieć jest pozytywne, bo po prostu jest fantastycznie. Jest świetna współpraca i atmosfera wzajemnego szacunku. Jest wszystko to, co dla mnie osobiście jest bardzo ważne w teatrze. Nie wystarczy, abyśmy robili tylko dobre rzeczy, ale żebyśmy przy tym mieli frajdę i abyśmy ten czas spędzali miło, wzajemnie się lubiąc. I to wszystko tu jest. To wszystko się dzieje.
M.J. Wojciech Kościelniak doprowadził nas do takiego stanu, że jak za każdym razem gramy, to mamy poczucie, że nie możemy doczekać się kolejnego numeru.
M.M. Uważam, że to jest najlepsze, że mamy ogromną frajdę grania w tym. Każdy ma swoje ulubione momenty, w innym momencie spektaklu taki swój strzał i to jest wspaniałe.
T.O. Ważne jest, żeby każde z was mogło pokazać się indywidualnie.
M.M. I to jest w tym dyplomie.
M.J. Z tytułu spektaklu wynika, że spektakl jest o przybyszu w liczbie pojedynczej i wydaje mi się, że każdy z nas jest takim przybyszem. Każdy niesie ze sobą jakąś historię i każdy ma jeden cel, żeby żyć lepiej, żeby lepiej funkcjonować w nowym, lepszym świecie. T.O. Gdyby jeszcze teatr miał taką siłę oddziaływania jak niesie Wasz entuzjazm, świat byłby lepszy.
M.M. Ale to wyszło z toku prób. W początkowej fazie było takie wrażenie, mogło to tak wyglądać, że osią spektaklu będzie jedna postać, właśnie ten przybysz i opowiadanie jego historii. A my gdzieś tam dookoła będziemy ten świat tworzyć, albo pokazywać ten stary. Ale w toku pracy nad scenariuszem, bardzo wyraźnie wyklarowało się to, że każdy prowadzi od początku do końca swoją postać, ma momenty kulminacyjne w swojej rol, ma momenty kiedy jest gdzieś schowany i to wszystko jest taką sinusoidą i to bardzo dobrze działa. Każdy ma taki moment, że ten spektakl jest przez chwilę o nim.
T.O. Jakie mieliście poprzednie spektakle dyplomowe? M.M. Jeśli chodzi o to, co weszło do repertuaru Teatru Collegium Nobilium to były spektakle: „Jednego serca” w reżyserii Anny Sroki-Hryń – spektakl muzyczny z piosenkami Niemena oraz „Sen Nocy letniej” również w reżyserii Anny Sroki-Hryń. Do tego spektaklu muzykę napisał Leszek Możdżer.
T.O. W spektaklach tych występowaliście oboje?
M.J. Tak, występowali wszyscy z całego naszego roku.
T.O. Bardzo dobre przedstawienia.
M.M. Dziękujemy. Również mamy frajdę z grania tych przedstawień, bo rzeczywiście to są wartościowe rzeczy.
T.O. Kończycie okres ochronny jakim jest szkoła i co dalej?
M.M. Ja jestem przerażona.
M.J. Ja mam perspektywę, bo zaczynam próby gdy tylko skończę szkołę. Właśnie z Wojtkiem Kościelniakiem w Teatrze Syrena w musicalu „Kapitan Żbik i żółty saturator”. Premiera w lutym 2020.
M.M. + M.J. Ale ogólnie damy radę.
T.O. Oglądając Wasze spektakle myślę, że rok jest bardzo dobry co może zaowocować dobrymi ofertami pracy.
M.M. Naprawdę bardzo lubimy ze sobą pracować i na tyle się znamy, że praca jest szybka, nie tracimy czasu na zbędne rzeczy. Jest to grupa ludzi, którzy wiedzą czego chcą i to robią, a przy tym mają zabawę i frajdę.
T.O. Chciałbym oglądać Was jak najczęściej.
M.M. Bardzo się cieszymy.
T.O. Wszystkiego dobrego.
M.M + M.J. Dziękujemy bardzo.****
PRZYBYSZ to poemat muzyczny na motywach albumu Shaun Tana „The Arrival”. Rozstanie, tęsknota, samotność, wyobcowanie – to uczucia towarzyszące każdemu, kto opuszcza swój kraj, rodzinę i decyduje się na podróż w nieznane – w pogoni za lepszym życiem. Książka zawiera niezwykle sugestywne, pełne magii obrazy, które – bez pomocy słów – nie tyle ilustrują fabułę opowiadania, lecz ją interpretują; nadają zwyczajnym miejscom, przedmiotom, zwierzętom, a nawet zdarzeniom czy zjawiskom społecznym nieoczekiwany, głębszy kontekst. Spektakl opowiada o drodze tytułowego Przybysza do Nowego Świata.
Towarzyszą mu statki, chmury, walizki, magiczne istoty oraz inni podróżni szukający lepszego jutra. Nowy Świat okazuje się niezrozumiały, tajemniczy, dziwny i abstrakcyjny, pełen ludzkich historii takich jak „przybyszowa”. Opowieść o bezgranicznej miłości, tęsknocie, strachu, a także zachwycie nad wolnością i innością. Siódemka studentów IV roku aktorstwa teatru muzycznego zabierze Państwa w magiczny, oniryczny świat tułaczki. A historię podróży Przybysza opowiedzą za pomocą muzyki, aktorstwa i ruchu.
Twórcy:
scenariusz i reżyseria – Wojciech Kościelniak
muzyka – Mariusz Obijalski
choreografia – Ewelina Adamska-Porczyk
scenografia i kostiumy – Bożena Slaga
reżyseria świateł – Tadeusz Trylski
przygotowanie wokalne – Anna Serafińska
kierownik muzyczny – Jacek Kita
asystentka reżysera – Małgorzata Majerska
Obsada:
Patrycja Grzywińska – Szczęście
Natalia Kujawa – Chinka
Małgorzata Majerska – Żona
Dominik Bobryk – Inteligent
Filip Karaś – Paszczogon
Michał Juraszek – Przybysz
Jakub Szyperski – Stary