loader image

Weronika Bochat-Piotrowska

fot. Tomasz Ostrowski

„HYMNY” w reżyserii Anny Smolar

Premiera 6 marca 2020. Akademia Teatralna w Warszawie

Spektakl dyplomowy studentów kierunku aktorstwo teatru muzycznego warszawskiej Akademii Teatralnej

Przed premierą rozmawiałem z Weroniką Bochat-Piotrowską, aktorką spektaklu

Tomasz Ostrowski: Zacznijmy od źródeł tego spektaklu, bo jego historia jest dość długa. Wszystko zaczęło się jakieś 9-10 miesięcy temu?

Weronika Bochat-Piotrowska: Dokładnie w maju 2019.

Spotkaliście się z Anną Smolar na warsztatach czterodniowych. Rozmawialiście bardziej o sobie niż o spektaklu.

Poznawaliśmy się.

Byłaś już w ósmym miesiącu ciąży. Z tych warsztatów i wzajemnych rozmów powstała koncepcja spektaklu?

Jeszcze raz spotkaliśmy się we wrześniu.

W jakim kierunku były prowadzone te warsztaty?

Ania chciała nas poznać jako studentów i jako ludzi. My również trochę poznawaliśmy Anię i jej styl pracy, i dużo improwizowaliśmy na najróżniejsze tematy. Mieliśmy takie zadanie, że każdy musiał opowiedzieć historię ze swojego życia, po czym: raz, dwa, trzy i inne osoby wcielały się w postacie z historii. Było to bardzo ciekawe. I tak naprawdę tym zajmowaliśmy się przez te cztery dni, a cztery miesiące później spotkaliśmy się ponownie. Wtedy Stefcia miała już trzy miesiące. Przyjechałam z nią na próbę. Na tym spotkaniu była też Natalia Fiedorczuk, która jest autorką scenariusza spektaklu. Rozmowy dotyczyły tego, co to mogłoby być. Czy trochę muzycznie polecimy, czy może nie. Jakiego teatru byśmy chcieli? Czego jeszcze nie dotknęliśmy w szkole? Wiedzieliśmy, że próby zaczną się 7 stycznia.

W zasadzie półtora tygodnia przed rozpoczęciem prób otrzymałam e-maila od Ani z informacją, że dla niej obecność Stefani jest kluczowa w tym przedstawieniu, czy Stefania może wziąć udział? Ja oczywiście wpadłam panikę. Jak to, przecież wszystko było zorganizowane. Mąż gotowy, w trakcie prób zajmuje się Stefanią, bo zależy mi, żeby ukończyć szkołę. Nasze uzgodnienia były takie: Ja robię dyplom, mąż zajmuje się Stefcią. Burza mózgów była oczywiście ogromna. Pierwsze moje strzały, jakieś myśli szły w kierunku: „Co ludzie powiedzą? Jak to będzie dalej? Kluczowe zdanie miał mój mąż. Powiedział, że to jest pewien proces, którego nie znam i szkoda byłoby zamykać się na niego od razu, a zawsze mam możliwość zmiany decyzji w trakcie, jeśli coś nie będzie tak.

Stefania otrzymała tutaj dużo opieki, akceptacji i miłości. Tak naprawdę było to takie ugięcie się w dwie strony. Ania potraktowała Stefanię jako osobną jednostkę, która jak ma humory to jest to akceptowane, jest ona zauważalna i jest dla nas bardzo ważna. Koleżanki i koledzy z grupy bardzo mi pomogli i pomagają nadal w opiece nad dzieckiem. Czuć dobrą energię. Postanowiliśmy więc, dobrze robimy to razem.

Jak wiem Wasza grupa studentów kierunku aktorstwo teatru muzycznego jest bardzo z sobą wzajemnie związana. I to zapewne miało wpływ na atmosferę i akceptację odpowiedzialnego wejścia w relacje z matką i kilkumiesięcznym dzieckiem?

Tak. Zdecydowanie tak i dlatego wydaje mi się że jej obecność wśród nas na każdego działa emocjonalnie. To jest taka bardzo szlachetna praca. Praca, której ja oczywiście nigdy nie zaznałam i jeszcze w tak specyficznych warunkach. Myślę, że większy problem w tym wszystkim miałam ja niż Stefcia. Na początku miałam wątpliwości. Jak mam to ogarnąć? Jak mam się skupić na dyplomie, kiedy tutaj chrupek albo coś innego, raz gdzieś biegnie, raz coś złapie? Na początku było dość chaotycznie, ale pod czujnym okiem Ani, Małgosi asystentki, Mateusza a przede wszystkim całej naszej grupy – co podkreślam – udało się, chociaż każdy spektakl w tym wypadku będzie totalnie inny i nieprzewidywalny.

Jak powiedziała Anna Smolar w jednym z wywiadów: „Spektakl jest portretem ludzi, którzy w obliczu konieczności opieki nad maleńkim dzieckiem są dotknięci silnymi emocjami, wessani w przestrzeń lęku i zaczynają przepracowywać swoje złe sny”. Jak widzieliśmy, zaprezentowane krótkie sceny, były one traumatyczne.

Tak, natomiast my ze Stefanią nie bierzemy udziału w takich scenach, które mogą rzeczywiście pokazywać trudną energię. Jest to tak zaplanowane, że jeśli scena jej nie dotyczy, wówczas nas nie ma na scenie. Spektakl jest mocny. Myślę, że będzie działał na każdego bardzo indywidualnie. Dlatego, że porusza temat, który dotyka każdego z nas. Uruchamia wspomnienia i te dobre, te słabsze i te gorsze, dlatego Stefania nie będzie na scenie w trakcie tych złych snów.

Kto się opiekuje dzieckiem kiedy jest ono za kulisami, w garderobie. Czy jest zawsze z Tobą?

Niemal zawsze jest ze mną. Są bardzo krótkie chwile, kiedy pozostaje pod czujną opieką kolegów. Jestem totalnie spokojna, bo zżyliśmy się ze sobą, już nie tylko jako ja Weronika, ale jako mama, córka i ludzie z mojej grupy.

Obecność kilkumiesięcznej córeczki, jej naturalne ale i spontaniczne zachowania będą wymuszały na uczestnikach spektaklu reakcje odbiegające od scenariusza Natalii Fiedorczuk. Wszyscy jesteście przygotowani na improwizacje?

Tak, bo scenariusz spektaklu to interesujący temat. Najważniejsza była książka Natalii, natomiast dużo scen to są nasze improwizacje. To jest bardzo ciekawe, że z doświadczeniami, które mieliśmy po przeczytaniu książki Natalii, weszliśmy ze swoimi pomysłami. Mamy więc duży udział w scenariuszu, a ponadto jesteśmy przygotowani, że kolejność scen może się zmienić, a tym samym mogą się zmienić i nasze sytuacje. Co ważne, nie jestem w tym sama. Już nabraliśmy takiej pewności, że czasami nawet się nie obejrzę, a sytuacja jest już opanowana.

Normalnie studenci mają dwa spektakle dyplomowe. Spektakl „Hymny” będzie Twoim pierwszym i ostatnim spektaklem dyplomowym, co oznacza, że władze uczelni podeszły do Twojego indywidualnego przypadku z wielką wyrozumiałością i są Ci bardzo przychylni.

Tak bardzo. Tylko, że to działa w dwie strony, bo mi też bardzo na tym zależy. Nigdy nie miałam biernej postawy, co widzą władze uczelni i widziały wcześniej. Dlatego dzięki dużemu wsparciu, ale myślę, że również dzięki własnej determinacji, postanowiłam dobrnąć do tego etapu, że robimy dyplom. Powiem szczerze – chociaż nigdy wcześniej nie robiłam dyplomu – to wszystko co tu się dzieje, jest takie mało dyplomowe, raczej totalnie magiczne. Mam takie poczucie, że jestem w procesie twórczym i nie chcę, żeby on się skończył. Bardzo jest to szlachetne.

Miałaś różne doświadczenia, na swojej drodze miałaś wielu profesorów. Zajęcia z różnymi twórcami, którzy z własnymi talentami i wizjami przychodzą do Was i otwierają Wam drzwi do swoich światów.

U Ani, mam czasami takie wrażenie, trzeba się wyzbyć absolutnie wszystkiego, co się potrafi. Być tu i teraz, reagować tak, jak się czuje w tym momencie. Jest to sytuacja trochę dyskomfortu, a z drugiej strony to poczucie bycia tu i teraz, nie umiem tego lepiej wytłumaczyć, ale jest to absolutnie jazda bez trzymanki. I to mi się podoba. Zresztą Ania otoczyła nas wielką opieką. Dużo z nami rozmawia. Interesujemy ją jako ludzie, nie tylko jako aktorzy. Aż trudno mi uwierzyć, że to wszystko w tym tygodniu się kończy.

Interesujące przy tym dyplomie jest również to, że koleżanki i koledzy z grupy mogą uczestniczyć w procesie opieki rodzicielskiej, co zdarza się niezwykle rzadko.

Na pewno tak. Z mojego punktu widzenia radzą sobie super, czasami nawet lepiej ode mnie, bo mają pewien naturalny dystans. Jedyne co mogę powiedzieć, to same superlatywy na temat ich opieki nad moim dzieckiem. Wiadomo, poranne wstawanie, organizacja tego, żeby ona ze mną była, początkowo musiałam się przestawić, że nie jestem tutaj sama, że muszę to sobie jakoś zorganizować. Teraz myślę, że niewiele już mnie zaskoczy.

Powiedz teraz o swoich praktycznych teatralnych doświadczeniach pozaszkolnych.

U mnie to wyglądało tak, że ja studia rozpoczęłam nie od razu po maturze. Parę dobrych lat później, grając wcześniej w Teatrze Muzycznym ROMA.

Jak się tam znalazłaś?

Przyjechałam z Solca Kujawskiego na casting.

Miałaś jakieś przygotowanie muzyczne?

Nie miałam za sobą żadnej szkoły muzycznej. Lubiłam śpiewać. Po castingu okazało się, że tak, zostałam zaangażowana. Przeprowadziłam się do Warszawy i zaczęłam pracę. Zaczęłam od „Akademii pana Kleksa”, potem był „Upiór w Operze”, „Nędznicy” i byłam angażowana dalej.

Ile lat miałaś jak zaczęłaś pracę w teatrze?

Miałam wtedy czternaście lat. Byłam w III klasie gimnazjum. Po drodze były też: Teatr RAMPA i Teatr SYRENA, aż w końcu przyszedł taki moment gdy stwierdziłam że nie samą intuicją człowiek życie. Czułam, że coś tam umiem, ale w sumie nie wiem w jakim kierunku. Stąd pojawił się pomysł na totalnym luzie, przyjścia tutaj do Akademii Teatralnej. Dostałam się. Zaczęłam tworzyć z tą grypą ludzi, którą widział Pan dzisiaj. Zresztą nie od dzisiaj.

Tak obserwuję Was już od wcześniejszych lat. Ten rok jest świetny. A już spektakl „Przybysz” to absolutna rewelacja. Szkoda, że nie mogła Pani w nim uczestniczyć. Bo jest to znakomita wizytówka zarówno dla aktorów, jak też dla szkoły.

Dokładnie. Tak, byłam, płakałam, wzruszałam się, trzymałam kciuki. Jestem w tym procesie, choć trochę jakby obok. Jednak podjęłam taką decyzję, że nie wszystko naraz. Mam nadzieję, że moje drogi z Wojtkiem Kościelniakiem się kiedyś złączą.

Będą castingi. Będzie spektakl „Pretty Woman” w krakowskim Teatrze Variete. Na ten casting Wojciech Kościelniak zaprasza studentów Waszego roku.

Bardzo możliwe, bo pomiędzy Wojtkiem Kościelniakiem, a pozostałą częścią grupy wytworzyła się znakomita więź. Bo to są bardzo pracowici, a przede wszystkim piekielnie zdolni ludzie, którzy chcą. Po prostu chcą.

Ale i mistrz jest znakomity.

Niezaprzeczalnie tak.

Wróćmy jeszcze do tego, co działo się w trakcie studiów, o Twoich działaniach pozaszkolnych.

W czasie studiów rozpoczęłam współpracę z Teatrem SYRENA w spektaklach: „Rodzina Adamsów” i „Next to normal”.

Są to stosunkowo młode spektakle z premierami w latach 2018 i 2019. Oba są w bieżącym repertuarze teatru. Stale więc grasz?

Ja do pracy po porodzie wróciłam dość szybko, bo w październiku musiałam odbyć swoją premierę „Next to normal” i zostałam też w „Rodzinie Adamsów”. A wracając do początków studiów, to z Natalią Kujawą, ze swoją pracą przyszłyśmy już do szkoły. Ale nie ukrywałyśmy tego, że jesteśmy pracujące i przyjezdne. Udało nam się to połączyć, również dzięki akceptacji szkoły. Ale też i przy bardzo dużej dyscyplinie, którą sobie narzuciłyśmy oraz z wielką pomocą kolegów, którzy niejeden weekend, chociaż mogli mieć wolne, przesiedzieli z nami, żebyśmy mogły nadrobić opuszczony materiał.

Czy już masz jakieś konkretne, stabilne propozycje pracy po szkole?

Nie mam konkretnych propozycji, nie mam planów. Na razie nie wiem co chcę zrobić. Myślę też z mężem o czymś własnym, z tej drugiej strony.

Produkcja teatralna?

Tak, ale zobaczymy. Bo to jest na razie w sferze obserwacji.

Będę obserwował.

Będę bardzo wdzięczna.

Ten Wasz kierunek muzyczny jest bardzo wymagający na rynku pracy. Jest mało teatrów muzycznych musicalowych w stosunku do scen dramatycznych. W każdej produkcji są castingi, co jest bardzo obciążające, gdyż związane jest z ryzykiem.

Ryzyko jest wpisane w ten zawód, tym bardziej że niewiele jest teatrów muzycznych takich jak Teatr Syrena, gdzie grupa aktorów zatrudniona jest etatowo. Głownie zatrudniani jesteśmy na czas trwania przedstawienia. Mamy pracę, kiedy spektakl jest w repertuarze teatru. Kiedy spektakl kończy żywot, nie mamy jej. Jest to niewdzięczna część tego zawodu.

Ale jesteś przede wszystkim aktorką. Czy rozważałaś kiedyś możliwość pracy również w teatrze dramatycznym?

Cały czas bliżej mi do formy muzycznej. Cieszę się na to spotkanie z Anią Smolar, bo tutaj nie tylko śpiewamy. Śpiewanie jest tu dodatkiem do gry aktorskiej. Więc jest to niesamowite spotkanie dla mnie.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na spektaklach.

Do zobaczenia. Dziękuję. ​

 

HYMNY

WYSTĘPUJĄ:
Dominik Bobryk
Weronika Bochat-Piotrowska
Patrycja Grzywińska
Filip Karaś
Natalia Kujawa
Małgorzata Majerska

TWÓRCY:
Scenariusz do spektaklu autorstwa Natalii Fiedorczuk, we współpracy z Anną Smolar i zespołem aktorskim.

Reżyseria i dramaturgia: Anna Smolar
Libretto i dramaturgia: Natalia Fiedorczuk
Muzyka: Maciej Cieślak
Scenografia, kostiumy, światło: Mateusz Atman
Choreografia: Patrycja Grzywińska
Współpraca artystyczna: Małgorzata Gorol
Asystentki reżyserki:
Ewa Galica (II rok Kierunku Reżyseria)
Weronika Kuśmider (IV rok Kierunku Reżyseria)

fot. Tomasz Ostrowski